top of page

NASZA WIELKA BAŁKAŃSKA PRZYGODA

To była kolejna wspaniała wyprawa, w nieznaną do tej pory przez nas, część Europy! Podróż w którą ruszyliśmy rowerami, nie unikając jednak pociągów i autobusów. Chcieliśmy jak najwięcej zobaczyć i poznać.  Udało się!  Widoki często zapierały dech w piersiach, a ludzie których spotkaliśmy na swojej drodze, otwierali przed nami swoje serca. Wakacyjna wyprawa przez Słowację, Węgry, Serbię, Bośnię i Hercegowinę i Chorwację !

3,2,1,0 - START !!!

ZAKOPANE NA POCZĄTEK !
Sakwy spakowane, rowery przygotowane, kondycja wypracowana, a głowa pełna marzeń!
WYRUSZAMY W PIĄTEK !
Każda podróż jest inna. Każda niesie z sobą oczekiwania i obawy. Tym bardziej gdy planem wyprawy jest - brak planu
Gdzie dojedziemy? Co zobaczymy? Kogo spotkamy? Co przeżyjemy?
Odpowiedź na te pytania poznamy wkrótce.
Pierwsze "konklawe", jak nazwaliśmy wieczorne debaty dotyczące trasy, przebiegło spokojnie. Udajemy się pociągiem do Zakopanego i dalej w kierunku Słowacji.
Możecie liczyć na systematyczne relacje ze szlaku. Dzięki temu będziecie wiedzieli, gdzie jesteśmy i co planujemy.

Pisaliśmy z drogi:

Dzień 1 - 700 km pociągiem, w towarzystwie trzech chłpaków z Jarocina, którzy do Zakopanego - bo tam dotarliśmy - jechali by zdobyć najwyższy szczyt Polski.  Rysy! Mamy nadzieję im się uda.

My w Zakopanem przesiedliśmy się w autobus i dojechaliśmy  do Popradu, gdzie rozpoczęliśmy  rowerową część naszej wyprawy.

Za Popradem napotkaliśmy długie podjazdy o średnim nachyleniu 12 %. Jak i równie długie i piękne zjazdy i tak przez 90 km. Na jednym z nich minęło nas 13 Ferrari i 2 Maserati. Serio! Nie mamy udaru mózgu. Wieczorem zgodnie z tradycją zabłądziliśmy, ale za to znaleźliśmy, w jednej z górskich wiosek, nocleg z ciepłą wodą, piwem, winem, jadłem wszelakim i miejscem na namiot.

Dzień 2: Dziś z rana trochę gór, msza i odpoczynek u miejscowego księdza. Potem droga zrobiła się płaska i bardzo przyjemna. Jechało się tak wspaniale, że słowa te piszę do Was , z namiotu rozstawionego zaledwie 80 km od Budapesztu!!!
W stolicy Węgier zdecydujemy w którym kierunku pojedziemy dalej
A teraz ... EGE SZEGE DRE !!!

Dzień 3: To był epicki dzień! Pobudka jak zawsze o 7.00. Tym razem dzień rozpoczęliśmy od usunięcia awarii w rowerze Konrada. Powoli i nie śpiesznie rozpoczęliśmy naszą jazdę w kierunku Budapesztu. Tylne koło jednak nie chciało z nami współpracować i kilometr od miejscowości Tar definitywnie odmówiło posłuszeństwa. Szybka decyzja, pociąg do Hatvan, woda, cola, pyszne lody, banany, nowe koło, nowa opona, świeże powietrze i w drogę do Stolicy Węgier. Obowiązkowe zdjęcie przy tablicy oznaczającej początek miasta, pyszna pizza u sympatycznej Węgierki. Potem Madziarski arbuz i tor formuły 1 - Hungaroring, który musieliśmy zobaczyć! Następnie koniec języka za przewodnika i leżymy w namiocie rozstawionym w ogrodzie Domu Polskiego (oczywiście) w Budapeszcie.
Wtorek oddajemy w całości temu pięknemu miastu.
Podjęliśmy, po burzliwej naradzie, decyzje co do dalszej trasy naszej wyprawy!
Ale o tym jutro !

Dzień 4:  Wtorek spędziliśmy niemal w całości w Budapeszcie!

Jak pięknym miastem jest stolica Węgier każdy wie. A jak nie wie, niech jedzie i zobaczy ! Wieczorem z Budapesztu pojechaliśmy do miasta Szeged. A że Szeged znaczy Dupa, to bracia Węgrzy wymawiają jego nazwę jako Seged
Swoją drogą piękne miejsce na świecie! Za Szegedem kilkanaście kilometrów drogą po której rowery nie mogą jeździć. Kilkaset metrów przez przejście graniczne, którego nie można już przekraczać i zaczęliśmy nowy etap wyprawy....od zatrzymania za nielegalne przekroczenie granicy -  przez serbską policję !!!
Swoją drogą, co to musiał być za widok? Dwóch rowerzystów z polskimi flagami przemierzający po godzinie 23 - zieloną granicę :)
Spokojnie, trochę pokrzyczeli i puścili nas! Czas więc zacząć wielką bałkańską przygodę.  Gdzie koła i nogi poniosą!

Dzień 5: Serbia!
Jeśli nigdy nie byliście w tym kraju, koniecznie jedźcie! Bo nigdy nie dowiecie się jak to jest być w Serbii! Piękny kraj, wspaniałych ludzi. Jeszcze nigdzie nie spotkaliśmy się z taką życzliwością miejscowych, w stosunku do turystów ! Kochamy Serbię i Serbów! Dziś byliśmy w uroczej Soboticy i jeszcze piękniejszym Nowym Sadzie. Jedliśmy pyszne arbuzy i piliśmy miejscowe trunki.
Jutro ruszamy w kierunku Bośni i Hercegowiny!
Wspaniała wakacyjna przygoda trwa!
HVALA SERBIA!

Dzień 6: Przez Rumę, Sabac i Loznice dotarliśmy rowerami do Zvornika - w Bośni i Hercegowinie! Tam przy ogromnym szczęściu udało nam się wsiąść do autobusu, który przewiózł nas przez przepiękne góry, doliny i przełęcze do. .. SARAJEVA !!!
Stolica Bośni i Hercegowiny to niesamowite połączenie kultur i religii. Katolicyzmu, prawosławia i islamu.
Takie są Bałkany! Takie jest Sarajevo!!!
Dziś śpimy w hostelu, by wieczorem na starym mieście lepiej poczuć smak tego ciekawego miejsca na świecie.

Dzień 7: Widoki jakie roztaczały się z okien autobusu jadącego między Sarajevem a Mostarem zapierały dech w piersiach.
Bośnia i Hercegowina to jeden z najpiękniejszych krajów jakie widzieliśmy!!!
Z uroczego Mostaru wyruszyliśmy rowerami w góry, na nasz pielgrzymkowy szlak do Medjugorie, skąd Was wszystkich gorąco pozdrawiamy !!!

Dzień 8 - 9: 

4.20-pobudka
6.30- zdobycie góry krzyży w Medzugorie
13.00-kąpiel w wodospadzie Kravica
15.30-przekroczenie granicy bośniacko- chorwackiej
18.00- kąpiel w Adriatyku, w miasteczku Ploče
To już szósty kraj naszej podróży. Dzisiejszy dzień obfitował w niezliczoną ilość pozytywnych wrażeń.
BELLA VITA !!!

Dzień 10: Dziś mieliśmy plan! Wielki wspaniały plan. Pojechać dalej autobusem.
NIESTETY ŻADEN NAS NIE ZABRAŁ!
Pojechaliśmy wiec rowerami ... do Splitu! Przez całą Rivierę Makarską!!!
Były kilometry, piękno chorwackiego wybrzeża, góry, z góry, wymiana dętki, kilometry, wciąż piękno wybrzeża, kąpiel w Adriatyku, góry, z góry, kolejna wymiana dętki, dalsze kilometry, góry i z góry - w końcu po 120 km dotarliśmy do Splitu !!!
Tu przenieśliśmy się do pociągu i ruszyliśmy w dalszą część wyprawy.
PS. Widoki piękne, w pociągu gorąco, podobno dojedziemy o 2 w nocy. Pytanie: gdzie znajdziemy nocleg ?

Dzień 11: Po pierwszej w nocy wysiedliśmy z pociągu.
Już o drugiej smacznie spaliśmy, mimo nieznośnego szczekania psów. Namiot tym razem robiliśmy, za zgodą mocno wystraszonego księdza, na trawie tuż obok kościoła.
Rano ruszyliśmy rowerami na PLITVICKIE JEZIORA!
Jeśli odwiedzicie kiedyś Chorwację, musicie tam pojechać! No chyba że już byliście !?!?
Z przepięknych jezior, naszymi jednośladami wyruszyliśmy dalej na północ.
Dziś na liczniku ponad 130 km.
Śpimy w chorwackiej stolicy piwa ... Karlowacu !!!
Więc - zdrowie kochani !

Dzień 12: Z Karlovca udaliśmy się rowerami do Zagrzebia.
Jeśli chodzi o stolicę Chorwacji, słyszeliśmy ciągle: "nie jedźcie, nie warto!" Tymczasem miasto zrobiło na nas, pozytywne wrażenie! Jak więc będziecie w okolicy, nie omijajcie!!!
Można powiedzieć, że piękne i bardzo, ale to bardzo ciekawe Bałkany ... mamy za sobą. Trochę żal :(
Pozdrawiamy ze szlaku w kierunku Węgier!!!

Dzień 13: Jechaliśmy, bardzo długo jechaliśmy. Było tych kilometrów ze 180. Przyznacie, że jak na jeden rowerowy dzień sporo.
Jakie było zdziwienie zaspanych funkcjonariuszy straży granicznej, gdy o pierwszej w nocy na zupełnie pustym przejściu, ujrzeli dwie osoby z dwoma rowerami i polskimi flagami !
Namiot rozstawiliśmy kilka kilometrów dalej. Po chwili rozpętała się potężna burza. Rano obudziliśmy się w kilku centymetrowej kałuży wody, w mokrych śpiworach i ubraniach!!! Tej próby nie wytrzymał nasz namiot, więc nie mamy już gdzie spać!
Padało i grzmiało od drugiej w nocy do siódmej rano! Zmęczeni wolno pojechaliśmy do miejscowości o dźwięcznej nazwie Nagykanizsa.
Wsiedliśmy w pociąg, który zmieniliśmy w wielką suszarnię i kolejny już raz w czasie tego tripu zmierzamy do... Budapesztu!
Bo możemy !

Dzień 14: Z mocno uszkodzonym namiotem po burzy, zmęczeni, ale szczęśliwi i bogatsi w nowe wspomnienia, postanowiliśmy obrać kurs na DOM !
Ale co to będzie za powrót ?!?!?!
Posłuchajcie...
Z Budapesztu pociągiem do Komarom. Przejazd rowerami na słowacką stronę miasta, zwaną dla odmiany - Komarno.
Dalej pociągiem do Nowych Zamków, Bratysławy i Popradu, z którego już tylko mały kroczek do POLSKI !!!
A dokładnie - do Zakopanego !
Potem pociąg, jedna lub dwie przesiadki i po 14 lub 16 godzinach - NASZ SZCZECIN !!!
Jeszcze nigdy, nic nie mieliśmy TAAAAAK perfekcyjnie zaplanowane!
Do napisania w domku !!!
"A droga wiedzie w dal i w dal ..."

Dzień 15: HOME, SWEET HOME !!!
Podróż pociągami może być równie ciekawa i twórcza jak rowerem.
Na szlaku miedzy Budapesztem, a Zakopanem jechaliśmy trzema pociągami i jednym autobusem. Poznaliśmy różne odmiany konduktorów, od surowych i bezwzględnych, aż do miłych i bardzo pomocnych.
Cieszyliśmy się także, sporym zainteresowaniem współpodróżnych. Skąd jesteście? Gdzie jedziecie? Co widzieliście i przeżyliście? Pytaniom nie było końca.
Z okien naszego wagonu rozpościerały się wspaniałe widoki na góry, jeziora, rzeki, miasta, miasteczka i wsie. Tak barwne na Węgrzech i Słowacji!
Zakładany plan powrotu, zrealizowaliśmy niemal w całości!
W Zakopanem zaledwie przez kilka chwil, namawialiśmy kierowcę autobusu do Katowic, by zabrał rowery. Autobus dojechał z godzinnym opóźnieniem, na szczęście mieliśmy spory zapas czasu na pociąg do Szczecina.
W pociągu, ku naszemu zaskoczeniu, wiele miejsc na rowery. W przedziale - tylko my! Poszliśmy więc spać.
Powrót przebiegał, jak sami przyznacie, bardzo sprawnie. I to zapewne uśpiło naszą czujność, bo obudziliśmy się w Goleniowie! 30 km za Szczecinem, w stronę - Świnoujścia!
Paniczne wysypywanie bagaży, wyrzucanie rowerów i pociąg powrotny do rodzinnego miasta.

 

To była wyjątkowo szalona wyprawa i równie szalenie się zakończyła. Pozostały wspomnienia, zdjęcia i miłość do jednego z najpiekniejszych i najciekawszych regionów Europy!

bottom of page