top of page

NASZA WIELKA BAŁKAŃSKA PRZYGODA

Przez Słowację, Węgry, Serbię, Bośnię i Hercegowinę i Chorwację!

Wakacyjna wyprawa w nieznane, okazała się szlakiem do Bośni i Hercegowiny. Odwiedziliśmy też Słowację, Węgry, Serbię i Chorwację. Przejechaliśmy ponad 2700 km, w tym: ROWEREM - 1000 km POCIĄGIEM - 1200 km AUTOBUSEM - 500 km

CEL jest niemal zawsze taki sam. Poznać nowe kraje, wspaniałych ludzi i samego siebie. Swoje słabości, ograniczenia, mocne jak i słabe strony - by stać się lepszym! TRASA była dla nas zagadką. Co prawda już na początku, zdecydowaliśmy o porzucaniu kierunku rumuńskiego na rzecz bałkańskiego, ale dokładnego szlaku nie planowaliśmy. O tym w którą stronę i jakim środkiem transportu ruszymy dalej, decydowaliśmy na bieżąco. Często już na dworcu, lub przed sklepem, w zadumie pochyleni nad map

Na początek pociąg relacji Szczecin - Zakopane. Szybko okazało się, że mimo wykupionych miejsc w przedziale rowerowym, nasze jednoślady musieliśmy przykuć do drzwi, w pierwszym wagonie składu,tuż obok wejścia/wyjścia i toalety. Już po chwili rowery były cztery, więc wejście do wagonu okazało się niemożliwe. Przykleiliśmy więc na drzwiach wejściowych, stosowną informację.

Pierwszym krajem była piękna i górzysta Słowacja!

Podjazdy okazały się strome i bardzo dłuuuUUUuuuuuuuugie.

Na okolicznych łąkach pasły się owieczki.

W pierwszą noc namiot rozbiliśmy w ogrodzie słowackiej rodziny, gdzieś w słowackich górach. Bo zabłądziliśmy !!!

W drugi dzień na Słowacji, nic się nie zmieniło! Było wciąż pięknie i stromo

Po niedzielnej mszy świętej, na odpoczynek i drobny poczęstunek zaprosił nas proboszcz miejscowej parafii.

Oglądanie mapy stało się naszym codziennym nałogiem.

Jechaliśmy i jechaliśmy! Z mniejszym i większym trudem pokonując słowackie Tatry. Potem zrobiło się płasko, łatwo i przyjemnie. W końcu dotarliśmy do kraju naszych węgierskich bratanków !!!

Rower Konrada przeszedł ciężką próbę, podczas wyprawy.

Gdy uszkodzeniu uległa opona w rowerze Konrada, wsiedliśmy w węgierski pociąg, z bardzo pomocną panią konduktorką i pojechaliśmy do Hatvan. Tu kupiliśmy nową dętkę i oponę - i ruszyliśmy dalej.

Być na Węgrzech i nie spróbować miejscowych arbuzów? Grzech! Pani sprzedawczyni była niesamowicie miła i uczynna. Co prawda wypowiadała zdania po węgiersku z szybkością karabinu, ale i tak udało nam się porozumieć.

Jest znak! Jest fota! Taka rowerowa tradycja. BUDAPESZT !!!

W stolicy Węgier (za zgodą Pani Prezes i księdza Macieja - na zdjęciu po prawej) nasz namiot rozstawiliśmy w ogrodzie ... DOMU POLSKIEGO. Bardzo dziękujemy za gościnę, poczęstunek, wspaniały spacer po Budapeszcie i panu organiście (na zdjęciu w środku) za wspólny śpiew !

Jedno z najładniejszym miast Europy, musiało się znaleźć na trasie naszej podróży! Niesamowity widok! Prawda?

Nad pięknym, modrym Dunajem.

Serbia! Przywitała nas pięknymi polami, łąkami, sadami i wioskami. A dokładniej przywitali nas policjanci, gdy okazało się że nielegalnie przekroczyliśmy granicę, przez zamknięte już przejście. O czym oczywiście wiedzieliśmy, ale co tam - przygody. Rano, po nocy "na dziko", Konrad zaczął dzień od dobrego uczynku! Pod sklep podjechał pan, z minimalną ilością powietrza w kołach. Podczas gdy on robił zakupy, Kondziu dopompował mu oponki.

Tak się jakoś w czasie tej wyprawy składało, że jak zgłodnieliśmy zawsze po chwili był supermarket. Gdy musieliśmy gdzieś podjechać, niemal natychmiast pojawiał się pociąg lub autobus. A gdy zepsuł się suport ... to 300 metrów od sklepu rowerowego! Właściciel serwisu widząc nas, rzucił natychmiast swoją dotychczasową robotę i zajął się rowerem Konrada

Serbia zaskoczyła nas przyrodą, oraz ładnymi i bardzo zadbanymi miasteczkami - jak Subotica i Nowy Sad.

Samojebka na tle serbskiego plażingu.

Tuż za Nowym Sadem, znowu zaczęły się wzniesienia.

Na szczycie wzniesienia za Nowym Sadem, Sławek był mocno zmęczony. Zresztą jak sam przyznał: w tej wyprawie, przez góry jechało mu się wyjątkowo ciężko.

Najbardziej jednak urzekła nas niesamowita otwartość i gościnność Serbów. Tu po kupieniu jednego arbuza, przemiłe panie następnego dały nam gratis!

Sezon na arbuzy w pełni.

BOŚNIA I HERCEGOWINA! To bezwzględnie najpiękniejszy i najbardziej interesujący kraj, na trasie naszej wyprawy! Urzeka wspaniałą przyrodą i fantastycznymi krajobrazami. W Sarajewie w którym większość stanowią muzułmanie, na głównym placu stoi pomnik Jana Pawła II. Zadziwia że dwie wielkie religie, tu bezkolizyjnie współistnieją.

W Sarajewie równie często można usłyszeć dzwony katolickich kościołów, jak i wzywanie do modlitw z wież meczetów.

Sarajewo bardzo ucierpiało podczas długiej okupacji miasta przez wojska serbskie, w latach dziewięćdziesiątych XX wieku. Miasto było oblegane dłużej niż Berlin, Leningrad i każde inne miasto w nowożytnej historii Europy. W ciągu prawie czterech lat zbrojnej blokady nałożonej przez Serbów, na jego ulicach zginęło ponad 11 tys. mieszkańców, a 50 tys. zostało rannych.

Sarajewo długo nie zasypia.

To jedno z tych miejsc, do których chciało by się wracać! Położenie, ukształtowanie terenu, historia i atmosfera naprawdę urzeka.

Z Sarajewa pojechaliśmy do Mostaru, przez niesamowite przełęcze, góry i doliny.

Przepiękna zabudowa Mostaru.

MOSTAR. Zastanawialiśmy się czy najpierw była nazwa miasta, czy może słynny most ?

Medjugorie. Od ponad 30 lat miejscowość ta, jest celem pielgrzymkowym setek tysięcy osób z całego świata.Kościół wciąż jednak bada pochodzenie objawień jakie w 1981 roku miały miejsce w małej górskiej miejscowości w Bośni i Hercegowinie. W drodze na górę objawień.

Wzgórze Podbrdo. Miejsce objawień w Medjugorie.

Gdy Sławek smacznie spał, Konrad wstał o 4 rano, by wejść z grupą naszych przyjaciół, którzy również odwiedzili Medjugorie, na górę Kriżevac.

Konrad wśród swoich.

Wodospady Kravica! Jak powiedział jeden z naszych rodaków, spotkanych w tym miejscu: "Nie trzeba być na bali, by czuć się jak w raju" !!!

Jeden z najpiękniejszych wodospadów jakie widzieliśmy!

CHORWACJA. Jak spać na dziko, to z klasą! Nad jedną z zatoczek Adriatyku, z widokiem na port - w Ploće !

W przedsionku namiotu, podczas całej wyprawy, spały rowery

120 km górami wzdłuż wybrzeża, z niesamowitymi widokami na szczyty, morze, wyspy i pięknie położone miejscowości. Po prostu RIVIERA MAKARSKA!

Piękno chorwackiego wybrzeża.

Omiś - jedna z nadmorskich miejscowości przez jaką przejeżdżaliśmy w drodze do Splitu.

Plitvicki Park Narodowy - także znalazł się na trasie naszej podróży.

Plitvickie Jeziora urzekają bajkową scenerią.

Katedra w Zagrzebiu.

Zagrzeb - stolica Chorwacji. Wiele osób mówiło nam - "nie jedźcie!". My Wam mówimy - nie warto omijać !

Jako zagorzali kibice, nie mogliśmy ominąć stadionu Dinama Zagrzeb. Tym bardziej że nad miastem przeszła ogromna burza i trzeba było gdzieś się schować.

W nocy, burza zniszczyła nasz namiot. Obudziliśmy się mokrzy i zmarznięci. Postanowiliśmy obrać kierunek na DOM. Nocleg na dworcu w Nowych Zamkach, na Słowacji.

Bo takich trzech, jak nas dwóch, nie ma ani jednego !!!

  • b-facebook
bottom of page